Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności    Informacja o przetwarzaniu danych osobowych    AKCEPTUJĘ
MZD logo Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy

 

 

STRONA GŁÓWNA

2022-03-04

1 MARCA - NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH

Dziś obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Tego dnia w 1951 roku w więzieniu mokotowskim zamordowano członków czwartego z kolei Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”: prezesa ppłk. Łukasza Cieplińskiego i jego sześciu współpracowników: Mieczysława Kawalca, Józefa Batorego, Adama Lazarowicza, Franciszka Błażeja, Karola Chmiela i Józefa Rzepkę tworzących ostatni ogólnopolski ośrodek podziemia antykomunistycznego. Wraz z nim w wielkim pokazowym procesie w październiku 1950 r. sądzona była również – o czym się często zapomina – łączniczka organizacji i dawna mieszkanka dobrzyckiego pałacu Janina Czarnecka (1902-1978).

Była ona najmłodszą z jedenaściorga dzieci Józefa Czarneckiego (1859-1922) i Stanisławy z Lipskich (1863-1948). W młodości ukończyła szkołę handlową w Poznaniu, znała też doskonale kilka języków obcych. Nigdy nie wyszła za mąż, podobnie jak większość jej rodzeństwa – z jej braci i sióstr związki małżeńskie zawarli tylko jej najstarszy brat Zygmunt (1884-1939), który został dziedzicem sąsiedniego Bugaju i siostra Zofia (1895-1990), która wyprowadziła się do majątku męża – Zborczyc pod Niegowicią (dopiero w wiele lat później, już jako starsza osoba, za mąż wyszła też kolejna z sióstr – Stanisława). W rodzinach ziemiańskich przypadki takie nie były wtedy wbrew pozorom wcale takie rzadkie (także większość najbliższych kuzynów i kuzynek Janiny – Żółtowskich z Godurowa, pozostała do końca życia w stanie wolnym) – trzeba bowiem pamiętać, że w kojarzeniu małżeństw w tej sferze dużą rolę grały i niekiedy stawały im na przeszkodzie względy majątkowe i towarzyskie.

Janina wraz z matką i siostrami po śmierci ojca została współwłaścicielką majątku w Dobrzycy. Zarządzał nim jej starszy brat – Stefan (1893-1945), który w drodze zakupu i spadku został też współwłaścicielem dwóch innych dóbr z okazałymi pałacami: Siekowa w powiecie kościańskim i Trzebosza w powiecie rawickim. Do nich też przeniosła się reszta rodzeństwa Janiny: brat Józef (1892-1959) oraz siostry Antonina (1885-1967), Jadwiga (1888-1944), Maria (1889-1944) i Stanisława (1891-1979), zaś ich matka dzieliła swe pobyty między Trzebosz a Dobrzycę. Natomiast Janina wraz z wspomnianym już bratem Stefanem oraz siostrą Wandą (1895-1961) pozostała na stałe w dobrzyckim pałacu (zajmowała jeden z pokoi na piętrze) i nadzorowała istniejące przy parku gospodarstwo ogrodnicze. W największym stopniu z całej rodziny uczestniczyła też w życiu miasteczka, biorąc udział w zebraniach i posiedzeniach rożnych organizacji.

W chwili wybuchu wojny, podobnie jak większość jej rodziny, próbowała uciekać przed nadciągającym frontem w kierunku Warszawy. Towarzyszyła je przyjaciółka Helena Abakanowicz (1901-1982) wraz z córką Donatą (1928-2016). Dotarły jednak tylko do Kutna, po czym zawróciły do Poznania. Tam dołączył do nich Stefan i wszyscy schronili się w mieszkaniu Heleny Abakanowicz, gdzie otrzymali ostrzeżenie od znanego im sprzed wojny niemieckiego ziemianina von Stengela (wówczas w mundurze oficera Wehrmachtu), ze Stefan znalazł się na jednej z niemieckich list proskrypcyjnych osób skazanych na śmierć. Umożliwiło to im wszystkim ucieczkę do Warszawy, gdzie starali się następnie znaleźć pracę i przetrwać w trudnych okupacyjnych warunkach (matka i jej siostry były w tym czasie więzione w dobrzyckim pałacu, zamienionym przez Niemców na obóz przejściowy). Janina – dawniej współwłaścicielka rozległego majątku ziemskiego – pracowała teraz kolejno jako kelnerka, krawcowa i sekretarka.

Tuż przed wybuchem powstania wyjechała z Warszawy towarzysząc bratu, który został administratorem dużego majątku w Nowym Mieście nad Pilicą. Uniknęła być może dzięki temu śmierci w walkach powstańczych, w których we wrześniu 1944 r. zginęły jej starsze siostry Jadwiga i Maria. Kilka miesięcy później, w styczniu 1945 r. była świadkiem aresztowania Stefana przez NKWD. Mimo, że próbowała nawet interwencji u gen. Żymierskiego w Lublinie, docierając tam pieszo lub – jeśli była okazja konną podwodą – nie udało się jej nic wskórać. Stefan zginął kilka miesięcy potem w obozie nad Uralem. Ona sama – łudząc się że zdoła coś pomóc bratu, którego losów nie znała – powróciła w tym czasie do Warszawy, gdzie znalazła pracę w Amerykańskim Czerwonym Krzyżu. Pochowała też siostrę Marię, której zwłoki udało się odnaleźć pod ruinami kamienicy, gdzie zginęła. O śmierci brata dowiedziała się jesienią, gdy powrócił zwolniony z obozu wywieziony wraz z nim rządca majątku Nowe Miasto. Zachowane listy, które pisała do rodziny, do dziś pozostają wymownym świadectwem jej uczuć, które wówczas przeżywała.

W tym czasie, dzięki doskonałej znajomości języków, Janina Czarnecka znalazła pracę w poselstwie szwedzkim, a Helena Abakanowicz w poselstwie belgijskim, do czego przyczynił się też fakt, że ich sąsiadem (obie mieszkały przy Al. Róż) był dyplomata belgijski Andre Wendelen. W 1946 r. za pośrednictwem wysyłanego wówczas za granicę emisariusza Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Stefana Rostworowskiego (1907–1981) obie zaangażowały się w działalność tej organizacji – Janina Czarnecka pełniła funkcję łączniczki z zagranicą (Delegaturą Zagraniczną WiN), przekazując i odbierając przesyłki od przewożącego je w bagażu dyplomatycznym posła belgijskiego Harolda Eemana, które oddawała następnie kpt. Józefowi Batoremu szefowi łączności zewnętrznej WiN. Był to najpewniejszy i najdłużej działający kanał łączności wiążący z zagranicą największą polską organizację konspiracyjną tego okresu. Pomagała też w organizacji przerzutu na zachód doradcy politycznego WiN, Karola Chmiela, czego już nie udało się zrealizować.

Rolę Janiny Czarneckiej i jej hart ducha należy docenić tym bardziej, że był to już okres niesłychanie trudny – już po upadku nadziei związanych ze Stanisławem Mikołajczykiem, po sfałszowaniu referendum 1946 i wyborach 1947 r. i następującej po nich amnestii, gdy większa część konspiracji antykomunistycznej zaprzestała działalności lub była kolejno rozbijana przez UB. Wytrwała na posterunku do samego końca – rozbicia IV Zarządu WiN w grudniu 1947 r., choć, jak świadczą jej zachowane listy w pełni zdawała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji.

Aresztowana, choć na początku śledztwa całkowicie odmówiła zeznań (a postawa taka należała do rzadkości), przeszła je względnie łagodnie, natomiast niezwykle okrutnie torturowana była równocześnie uwięziona Helena Abakanowicz. W wielkim pokazowym procesie IV Zarządu WiN, sądzona razem z ppłk. Łukaszem Cieplińskim i jego współpracownikami, jako jedna z 3 osób (poza drugą łączniczką Zofią Michałowską i Ludwikiem Kubikiem) nie otrzymała wyroku śmierci, lecz karę 15 lat więzienia, odbywaną kolejno w Warszawie, Fordonie i Inowrocławiu (na widzenia przyjeżdżały tam do niej kilkukrotnie siostry Antonina i Wanda). Na wolność wyszła dopiero w 1956 r. i ponownie zamieszkała w Warszawie, pracując później w Państwowym Instytucie Wydawniczym, gdzie była sekretarzem redakcji i prowadziła korespondencję z autorami. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych udało jej się – choć nie bez czynionych trudności – kilkakrotnie wyjechać na leczenie do Anglii, gdzie zapraszała ją dalsza kuzynka Zofia i jej mąż, praktykujący tam jako lekarz. Skutki pobytu w więzieniu, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, dawały się jej jednak we znaki do końca życia (ostatnie lata spędziła w domu opieki w Henrykowie).

Po wyjściu z więzienia w 1956 r. odwiedziła również Dobrzycy, odwiedzając znane jej sprzed wojny osoby i dawnych pracowników majątku. Przy tej okazji spotkał ją Pan Kazimierz Balcer, który tak wspomina ten moment: „Kiedy byłem dzieckiem, pamiętam, gdy byliśmy u państwa Wojciechowskich, przyszła starsza pani uczesana w kok, z siwym włosami, ubrana w ciemną suknię typu kimono, z dużą drewnianą malowaną broszką. Wyszli wtedy na podwórze państwo Helena i Józef Lasocińscy i powitali ją «O, pani hrabianka», prosząc aby weszła do domu. Wtedy na podwórze wszedł p. Antoni Kaczmarek i nieznajoma pani zwróciła się do niego «Och, Antoni». Był on kierowcą u hrabiów Czarneckich przed wojną. Na pytanie kto to był, usłyszałem, że była to hrabianka Janka. Było to ok. 1959 r. Miałem wtedy lat 12”.

Janina Czarnecka zmarła 3 marca 1978 r. Dziś spoczywa na Powązkach Wojskowych we wspólnym grobie z Heleną Abakanowicz, w którym w 1995 r. z honorami wojskowymi i salwą honorową symbolicznie pochowano też jej brata Stefana. Więcej wiadomości, relacji, zdjęć i fragmentów dokumentów mówiących o tej z pewnością nietuzinkowej, a zapomnianej dziś postaci znaleźć można w naszych wydawnictwach oraz na wystawie planszowej, którą obejrzeć można w westybulu górnym w dobrzyckim pałacu.

FACEBOOK INSTAGRAM YOUTUBE TWITTER WCAG

Bądź na bieżąco

NEWSLETTER